Radomir bawi i krzepi
Robert Mazurek jako Koń z miejsca porywa małą publiczność. Do tego atrakcyjna fabuła, barwne postacie, trochę, jak mówił Wańkowicz, „dydaktycznego smrodku" (kochaj swoje miasto) i - zgrabne przedstawienie. Oto najkrótsza ocena "Baśni o dzielnym Radomirze", Marty Guśniowskiej, którą zaprezentował w piątek najmłodszym widzom Teatr Powszechny.
Widownia z miejsca wciąga się w akcję. Bo główna para bohaterów jest zabawna: rycerz Radomir (Przemysław Bosek) i Koń. Jest to Koń uczłowieczony, Koń przyjaciel i Robert Mazurek w tej roli z miejsca zyskuje sympatię maluchów. W dodatku jest to Koń całkiem bosy i marzną mu nogi. Coraz bardziej marzy więc o paputkach. Koń w paputkach? Wyobraźnia działa.
Niestety. Symbioza radomirsko- końska kończy się, kiedy rycerz zakocha się w Rusałce, zaklętej podobnie jak całe miasto. reklama Chcąc zdjąć ów czar, obaj panowie(?) wybierają się konno w podróż do Zamku Tysiąca Komnat i do mieszkającego w nim Czarnoksiężnika. Po drodze spotkają parę niezwykłych osób i zwierzątek i będą wieść z nimi dialog. Na przykład, z Sową lub ślicznym Białym Krecikiem. Efekt wyprawy jest oczywisty. Dzielny Radomir odczaruje Rusałkę i po okresie jej niemowlęctwa weźmie za żonę.
Przedstawienie kończy się pochwałą Radomia i ogólnym apelem o miłość do tego miasta. Dydaktyczny smrodek? Może. Niemniej uzasadniony. I jak bardzo w świetle różnych dziwnych nagonek na Radom potrzebny.
Przedstawienie zrobione jest wybornie. Bo nagle okazuje się, że najmniejsza ze scen radomskiego teatru - Fraszka , wcale nie jest taka mała! Czeski reżyser, Marek Zákostelecký, znajduje na tej scenie głębię a nawet nieskończoną dal, którą zamierzają pokonać bohaterowie. Koń i jego przyjaciel są więc raz na froncie sceny a raz widać ich w jej głębi. I tak jest z innymi bohaterami. A są oni przepiękni. Na przykład: kolorowa komiwojażerka dźwigająca w pudle cuda. A Stryj - Czarnosksiężnik jest wprost rewelacyjny! Na monumentalnego Stryja dzieciaki patrzyły z zadziwieniem, szacunkiem a nawet lekkim przestrachem. Są wreszcie lalki, maski i cały w pełni wykorzystany sztafaż teatru lalek. I stylowa muzyka Vratislava Šrámka inspirowana, jak nadmieniał reżyser przed premierą, średniowiecznymi brzmieniami ale i stylistyką czasów boys bandów jazzowych.
Całą akcją kierują trzy osoby w czerni a środkowy pan pomaga sobie nawet megafonem. I ten sympatyczny zamęt robi tylko piątka aktorów: Paulina Moś Magdalena Witczak, Przemysław Bosek, Robert Mazurek i Alan Bochnak! Brawo! Nad choreografią czuwała Aneta Jankowska. Napisany na zamówienie Teatru Powszechnego tekst Marty Guśniowskiej zaadaptowany na dziecięcą scenę przez znakomitego czeskiego reżysera to dobry pomysł teatru. Dzieciom nie godzi się wciskać kitu.