Prasa o spektaklu
Mam wrażenie, że mali widzowie zaprezentowanej w Teatrze Powszechnym sztuki „Tomek Sawyer (Trzeba umieć sobie radzić)” zapamiętają jedynie efekty techniczne przedstawienia. Za to ich ojcowie – seksowne koleżanki ojca.
(…) Opowieść toczy się w bardzo szybkim rytmie, akcja ze sceny przenosi się na pomost między fotelami, potem na widownię. Wiruje obrotówka i światła, aktorzy zjeżdżają na linie, znikają i wyłaniają się z zapadni… W pewnym momencie nad sceną i widownią powstaje nawet nieboskłon, usiany gwiazdami. I to jest naprawdę piękny moment.
Mam jednak wątpliwości, czy spoza oszałamiającej scenerii wyłoni się głoszona przez reżysera idea spektaklu, który opowiedzieć ma o przyjaźni i lojalności. I o tym, że kiedy trzeba zmierzyć się z rzeczywistością twarzą w twarz, człowiek nagle przestaje być dzieckiem. Zastanawiam się nawet, czy ze świadomie rozrzuconych przez reżysera puzzli, mały widz odtworzy sobie pokazane przygody Tomka Sawyera.
Barbara Koś, Tomek wśród „lasek”, „Słowo” 2006, nr 16 z dn. 19.01.
Aktorzy żują wspólnie jedną gumę, wspinają się po linach i giną w teatralnych zapadniach, a nad głowami widzów błyszczą dyskotekowe kule – tak wygląda najnowsza wersja „Przygód Tomka Sawyera” w radomskim teatrze.
(…) Przedstawienie pozornie jest bardzo skromne, bo na scenie pojawiają się jedynie płot z surowych desek, pordzewiała beczka, ale brak dekoracji rekompensują liczne efekty specjalne, dyskotekowe światła, obrotowe sceny, pogłosy, zapadnie, triki z podnoszeniem aktorów na linach.
(…) To bardzo interesujące przedstawienie można polecić widzom w każdym wieku, pod warunkiem, że potrafią odnaleźć w sobie choćby odrobinę dziecka.
Zbigniew Bąk, Triki Tomka w teatrze, „Echo Dnia” 2006, nr 14 z dn. 17.01.