Prasa o spektaklu
(…) Młodzi małżonkowie Nica i Bylek – bohaterowie spektaklu, są współczesnym małżeństwem. Zapracowani, schematyczni mijają się ze sobą gdzieś między łóżkiem a telewizorem. Mówią: „moja praca – twoja praca, moje hobby – twoje hobby”, żyją w związku, w którym nie ma miejsca na „nasze”. Takim wspólnym, ichnim, upragnionym mogłoby stać się dziecko... Bylek jednak nie chce potomka, unika seksu, wreszcie przyznaje się Nicy do zażywania tabletek antykoncepcyjnych.
W sztuce co chwila pojawiają się nowe postaci. Rodzice Nicy – nadmiernie opiekuńcza matka i ojciec – peerelowski kombinator, dziadek Bylka, 99-letnia schorowana staruszka rozgoryczona swoim życiem. Pojawiają się także dzieci Bylkowo-Nicowe, zrodzone z chorych wyobrażeń małżonków: 40-letni Krzysio, cwaniak żerujący na naiwności dewotek, córka-feministka i wreszcie dziecko z porażeniem mózgowym – mały śliniący się potworek.
Teksty, które wykrzykują i wyszeptują bohaterowie, są pełne wulgaryzmów i kwiecistego słownictwa, ale poruszają, gra aktorska zachwyca. Nic dodać, nic ująć.
Irmina Opałka, Jak w zwierciadle, „Gazeta Wyborcza” (Radom) 2004, nr 69 z dn. 23.03.
Rzadko w radomskim teatrze można zobaczyć aktorów, którzy wyciskają z siebie siódme poty i już choćby z tego powodu warto zobaczyć sztukę „Wariacje małżeńskie na wielogłos i kanapę”.
(…) Sztuka (…) choć chwilami bardzo zabawna, to w rzeczywistości dotyka bardzo ważnego i często podszytego wieloma lękami tematu. Przedstawienie może się nie podobać, ale z tego spektaklu nikt nie wyjdzie obojętny.
Zbigniew Bąk, Sceniczne wariacje, „Echo Dnia” 2004, nr 69 z dn. 22.03.