Teatr Powszechny - Teatr Powszechny
Image

(…) Zygmunt Wojdan zrealizował to „Wesele” bardzo starannie i tradycyjnie, co nie jest bynajmniej przyganą. Zachował on wszystkie wątki myślowe Wyspiańskiego, a usunął tylko te fragmenty tekstu, które można było usunąć bez szkody dla wyrazu całości. Jest to przedstawienie jednocześnie portretem społeczeństwa polskiego początków XX wieku i obrazem różnic w postawach politycznych, szczególnie mocno zaakcentowanych w akcie III. Reżyser nie odczytał jednak dramatu Wyspiańskiego jako oskarżenia o totalną bierność Polaków, lecz widzi w nim raczej nadzieję poety na to, iż symboliczny krzak róży, jeśli nie teraz w konkretnej rzeczywistości historycznej, to przecież jednak kiedyś zakwitnie.
(…) Radomscy realizatorzy z pietyzmem zabiegają o budowanie nastroju swego „Wesela”, rozdzielając sceny realistyczne i czysto poetyckie nie tylko światłem i sposobem podawania kwestii, ale także – muzyką, której autorka – Ewa Kornecka – mnie osobiście wprost zaimponowała. Klucz muzyczny okazał się tutaj nie tylko granicą dwóch światów, lecz pełnoprawnym składnikiem przedstawienia. Szczególnie w akcie pojawiania się zjaw, które, choć symbolicznie (poprzez rekwizyty) obecne są na scenie przez cały spektakl, to przecież naprawdę istnieją dopiero w momencie zespolenia postaci z motywem muzycznym.
Patrząc chłodno na to przedstawienie nie sposób nie zauważyć jednak pewnych mankamentów. Po pierwsze zbyt nachalnego akcentowania niektórych partii tekstu (np. monolog Gospodarza), które dotarłyby przecież do widza bez dodatkowych efektów. Po drugie – nierówne siły aktorskie, przez co pewne postacie, trochę wbrew tekstowi i założeniom inscenizatora, pozostawały w tle. Interesująco stworzyli swoich bohaterów; Piotr Bąk (Poeta), Jerzy Stępkowski (Gospodarz), Stanisław Kozyrski (Czepiec) i Elżbieta Miłowska (Gospodyni). Mimo wszystko radomskie „Wesele” było ciekawym i rzetelnie przygotowanym przedstawieniem.

Henryka Wach-Malicka, W zgodzie z Wyspiańskim, „Dziennik Zachodni” 1987, nr 79 z dn. 3.04.

 

(…) Ciekawy jest tu przypadek spektaklu Zygmunta Wojdana, który starał się pokazać wielkość utworu wynikającą z jego wieloznaczności. Chciał stworzyć misterium Sprawy Narodowej, a w efekcie zbyt gładko wpadł w melodramat narodowy.
(…) Fresk Wojdana ukazał społeczność ogromnie przywiązaną do wielkich słów, szerokich gestów, pięknych strojów, za to bezsilną, nie umiejącą zorganizować się ku wspólnemu dobru.

Krzysztof Sielicki, Pytania o „Wesele”, „Teatr” 1987, nr 5

 

(…) „Wesele" jest dramatem napięć i subtelnych przeskoków nastrojowych. Pełnię doznań estetycznych zakłóca w radomskim spektaklu jeden zgrzyt: oto w scenie poprzedzającej „wielki finał” Poeta, wbrew logice wypadków i dyscyplinie utrzymywanej do tej pory znakomicie, zaczyna wygłaszać drętwy „referat”, robi się koszmarna „dziura” w misternej konstrukcji. Warto ją zlikwidować dla tak wspaniałej całości!
Karol Jabłoński, goniąc ostatnimi czasy „za żywiołkami drobniejszego płazu” zabłysnął jako scenograf wspaniałą wyobraźnią i jest bez wątpienia współtwórcą sukcesu całego zespołu. Odrębnie potraktowała swe zadanie Ewa Kornecka, komponując oryginalną muzykę, szlachetnie współbrzmiącą w tej symfonii. Słowem, radomskie „Wesele” ma szanse na trwałe zapisać się w dziejach tego dramatu na scenach polskich. Jest w swej istocie żarliwym wołaniem o Czyn i narodową wielkość. Warsztatowo jest zrobione godnie, bez jakichkolwiek sztuczek czy „dopisywania”. Słowami Wyspiańskiego mówią do nas współcześni, żywi ludzie. A to już bardzo wiele (…).

Stanisław Mijas, W brzasku świtania, „Słowo Ludu” 1987, nr 1435 z dn. 20.02.

 

(…) Wolę konserwatyzm Wojdana. Radomski spektakl, sprawniejszy aktorsko, będąc konserwatywnym – by tak rzec – i w formie, i w treści, nie kamufluje przynajmniej swego konserwatyzmu, niczego nie udaje.
(…) Zygmunt Wojdan (…) zapędził się za daleko; wytłumił obecny w sztuce sarkazm, stuszował fakt, że zjawy w „Weselu” są wytworem nie tylko poezji, lecz i wyobraźni chocholej, zadął w surmy – tolerującej koniec końców i narodowy fałsz i kłam – mocarstwowości.
"Wesele” Wojdana jest przedstawieniem wyrosłym z tradycji inscenizacyjnych sięgających okresu międzywojennego, a może i jeszcze wcześniejszych. Jest też spektaklem wskazującym, iż dalej tą drogą iść już właściwie nie sposób.

Jerzy Niesiobędzki, Sposoby na klasykę, „Fakty” 1987, nr 17 z dn. 25.04.

 

(…) Inscenizacja Wojdana świadomie jest tradycyjna, co w tym przypadku oznacza rezygnację z zaskakujących widza „pomysłów” i prób naginania tekstu do współczesności, czyli tzw. reinterpretacji dramatu. Także cięcia i drobne przesunięcia scen (zwłaszcza w akcie I) nie służą reżyserowi do tworzenia samodzielnego scenariusza teatralnego odległego w swym kształcie od pierwowzoru, lecz wyniknęły raczej z potrzeby skrócenia projektowanego przedstawienia do ok. 2 godzin i 45 minut.
(…) Bronowicka chata została ledwie naszkicowana przez Karola Jabłońskiego. Kilka długich desek ogranicza przestrzeń z tyłu i dwóch boków, jednak tak, iż świat realistyczny pozostaje otwarty na rzeczywistość irracjonalną, z której przybędą „osoby dramatu”. Taka niewerystyczna scenografia stanowi ciekawą ramę dla przedstawienia poetyckiego, misteryjnego pięknie zresztą połączoną z innym tworzywem spektaklu – muzyką, silnym atutem radomskiej inscenizacji, wykorzystaną tu nie tylko w układach choreograficznych, ale i przy budowaniu nastroju lirycznego dramatyzmu, co najpełniejszy wyraz znalazło w finale przedstawienia. Kompozytorka Ewa Kornecka nie mogła jednak siłą rzeczy zadecydować o wymowie całości przedstawienia – w sumie bezbarwnego, pozostawiającego widza obojętnym.
(…) Nie wiem, być może jest to sprawa umiejętności, bo na przykład w Radomiu wielu aktorów po prostu nigdy nie przeskoczy pewnego progu, za którym zaczyna się prawdziwa sztuka. (…) Tak też ogląda się radomskie „Wesele”, niby przyzwoite i nie pozbawione śladów mozolnej pracy, a przecież zrobione tak, że nie sposób doszukać się w nim racji własnych tych, którzy przez prawie trzy godziny wykonują swe, określone umową o pracę, zawodowe obowiązki. Taka jest kondycja etatowych artystów, taka jest codzienność naszego teatru, której nie rozjaśnia najwspanialsze nawet jubileusze.
(…) I może tylko Danuta Dolecka jako krzykliwa i naiwniutka zarazem Panna Młoda oraz Nikolina Wortman w roli wsłuchanej w siebie Rachel poradziły sobie z wierszem Wyspiańskiego nie wpadając w recytację.

Krzysztof Karwat, Bez emocji, „Tygodnik Tak i Nie” 1987, nr 13 z dn. 27.03.

 

(…) Przedstawienie zaczyna się od chocholego tańca. Przeciągają przed nami w długim korowodzie, polonezowym krokiem postaci weseliska. Pomysł morderczy dla tego właśnie dramatu. Wojdan nie poradził sobie z trudnościami sytuacyjnymi „Wesela”. Wyciemnia więc scenę po kolejnych dialogach, osłabia w ten sposób rytm, który zamiast rosnąć, coraz bardziej zamiera. Wycieka tym samym z przedstawienia cały dramatyzm, opada temperatura. Wyspiański zamienia się w niepoprawnego zrzędę i przegadanego rezonera, który ma za złe wszystkim, choć nie bardzo wiadomo dlaczego.

Bożena Winnicka, Małpa w kąpieli, „Życie Literackie” 1987, nr 17.

 

(…) Przedstawienie bez większych warsztatowych potknięć i widowiskowych uchybień, ale znowu niewolniczo wobec pierwowzoru literackiego ilustracyjne, za bardzo akademijne i – poprzez scenograficzną przeładowaną dosłowność – natrętne w swojej symbolice patriotycznej.

Józef Szczupał, Zakalec z rodzynkami, „Trybuna Opolska” 1987, nr 86 z dn. 11.04.

PARTNERZY TEATRU
COPYRIGHT © 2020. Teatr powszechny im. Jana Kochanowskiego w Radomiu
Projekt: Adam Żebrowski    |    Wdrożenie: Flexi Design