Zabijanie miłości
Tak naprawdę chcemy być podglądani. To jedno z pierwszych zdań, jakie padają w "2084". Michał Siegoczyński, autor tekstu i jednocześnie reżyser inscenizacji prezentowanej w Teatrze Powszechnym na Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, powołuje się na inspiracje Orwellem. W "Roku 1984" system totalitarny zabijał miłość. Tu wojna o bliskość dwojga ludzi toczy się pod terrorem kamer i mikrofonów. Krzyś i Ola kochają się. Patrząc nam w twarz niczym postacie z reality show, opowiadają czule o... zabijaniu miłości. Dopadła ich, ale oni wiedzą, że to stan najwyżej na trzy lata, więc postanowili zakończyć związek wcześniej. Jest im dobrze, pamiętają o rytuałach służących demonstracji uczuć i więzi, ale jakoś, niewiadomo czemu, wszystko się rozłazi.
W paru scenach i wideodemonstracjach odgrywają przeszłość. Ale czy to była miłość, skoro nawet muzyka i śpiewający anioł za oknem nie podnoszą temperatury uczuć? Takie fabuły lubią mieć wyraźny obraz przyczyn i skutków. Tu im dalej wżycie, tym mniej wiemy o decyzjach i szansie na bliskość.
Aktorski duet Aleksandra Bednarz i Krzysztof Prałat ^ zasłużenie zbiera nagrody za swoje role. A sam spektakl? Robi wrażenie sposobem opowiadania o miłości jak o epidemii, z którą... trzeba walczyć. Taki sobie przyczynek do rozważań o uczuciowej mizerii wżyciu nas współczesnych.
"Zabijanie miłośći"
Renata Sas
Express Ilustrowany nr 65
18-03-2010